sobota, 27 lutego 2016

Post bardzo zbiorczy

Rany, nie mam zielonego pojęcia jak to możliwe, że ludzie regularnie piszą swoje blogi. Mnie to zdecydowanie przerasta (zawsze jakaś dobra wymówka, a to praca, a to uczelnia, a to przecież lepiej dziergać albo czytać inne blogi). Ale postanowiłam dać temu blogowi i sobie jeszcze jedną szansę :)
Co prawda bardzo dużo nie dziergałam, a sporej większości gotowych udziergów zdjęć nie mam, ale wrzucę to co znalazłam  w telefonie.

Któregoś razu jechałam z Warszawy do Wrocławia i bardzo szybko zadział się kominek (nawet zdążyłam poczytać jeszcze książkę nie związaną z uczelnią, a to nie lada święto). Włóczka była gruba, druty również, to w sumie trudno się dziwić ;) Z kominkiem się nie polubiliśmy za bardzo (naprawdę zupełnie nie rozumiem dlaczego) i poleciał sobie do Banburkowa z siostrzyczką, która była w naszym mieście przelotem. Zdjęcia są. W trakcie pracy:



 Druty KP: 12
Włóczka: nie pamiętam szczerze mówiąc, ale z tego co pamiętam miała sporo akrylu - może dlatego się nie polubiliśmy z kominkiem. 


  Robota szła gładko i przyjemnie :)


A tak kominek prezentuje się na ludziu:


Poza kominkiem wydziergałam pierwsze skarpetki! Szło mega opornie, żadnych wzorów nie rozumiałam, podpowiedzi mojej Mentorki nijak nie pomagały. Zaczęłam już wierzyć, że własnoręcznie wydziergane skarpetki nie są mi pisane, aż natknęłam się na Judy's Magical CO i zaczełam dziergać w okrążeniach, na oko, bez większej wiary w sukces. Kiedy zauważyłam jednak sensowne efekty przeszukałam internet, aby znaleźć sprytny sposób na zrobienie pięty i tak powstały moje pierwsze skarpetki! Może mało idealne, ale za to ciepłe, mega miękkie, a przede wszystkim własnoręczne, straszna to dla mnie satysfakcja, że się udało :)


Włoczka: Alize Superwash (mega dużo tej włóczki w motku - spokojnie starczy mi na jeszcze jedną parę)
Druty: KP 3 (M. stwierdził, że dziergam na wykałaczkach, ja w zasadzie też miałam takie odczucia - pierwszy raz dziergałam na tak cienkich drutach). 

W międzyczasie powstawały jeszcze czapki i inne elementy garderoby, ale jakoś się wszystko "rozlazło" zanim zrobiłam jakiekolwiek zdjęcia. No nic nie poradę, jakoś tak tego nie potrafię ogarnąć. ;)

Udało mi się też skończyć projekt, który męczył mnie od długiego czasu i M. dostał pod choinkę swój wymarzony sweter z gruchą. W zasadzie to zdziwiona jestem bardzo jak często go nosi, nie wierzyłam w to, że zdarzy się to więcej niż dwa razy. Co tu dużo mówić M. jest zachwycony :)

Tutaj mam fotkę chwilkę przed zapakowaniem, może uda się zrobić któregoś dnia na modelu - jeśli wyrazi taką chęć ;)


Aktualnie walczę zaś z włóczką, którą kupiłam zupełnym przypadkiem w TIGERze. Skład był w porządku (zdecydowana większość to wełna), kolory też mi pasowały - tylko nie przewidziałam jednego - każdego koloru jest w tej włóczce może z 1,5 cm zanim zacznie się kolejny - straszna pstrokacizna. Dlatego walczę ze wzorem (bo bez dwóch zdań ma być to chusta/inny szyjogrzej) i mam wrażenie, że nawet udało się znaleźć coś odpowiedniego :) Ale to w kolejnym poście, który mam nadzieję pojawi się dużo szybciej niż ten. Chociaż nic nie mogę obiecać - dużo rzeczy się dzieje i zobaczymy jak to pójdzie.